Wyszperane 12/01/11
Trochę Nieba na ziemi
Czasami się zastanawiam, czy przed drzwiami kościołów, w których sprawowana jest Msza święta w klasycznym rycie rzymskim nie powinno być ostrzeżeń następującej treści: "uwaga, jeśli tu wejdziesz, zasmakujesz Nieba i możesz już nie chcieć wrócić na ziemię". Od kiedy w 2007 roku na Jasnej Górze wysłuchałem pierwszej w swoim życiu Tridentiny, staram się uczestniczyć w niej jak najczęściej.
– Bez mgły oszukanie załogi samolotu by się nie powiodło – mówi „GP” K.M., ekspert zespołu ds. katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, specjalista ds. kontroli radiolokacyjnej, który prezentował swoje wyliczenia na forum Parlamentu Europejskiego w Brukseli.
– Mgła uniemożliwiła pilotom zorientowanie się, jak blisko znajdują się od ziemi. Jeśli był to zamach, jej wytworzenie było niezbędne, gwarantowało jego powodzenie. Bez mgły piloci dostrzegliby, że są błędnie naprowadzani przez wieżę kontroli lotów, zmyleni przez niewłaściwe dane GPS i odlecieliby na drugi krąg – potwierdza nasz informator, były pilot Tu-154. Jego zdaniem, jeśli to był przypadek i można udowodnić, że mgła była spowodowana naturalnymi zmianami pogodowymi, może to wykluczać teorię zamachu.
Dlatego ustalenie, czy mgła w Smoleńsku była naturalna, czy wywołana sztucznie, jest jedną z kluczowych kwestii w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Rzeczą naturalną dla człowieka jest bowiem niepokój, przestrach, uniesienie i zaduma w chwili zetknięcia się ze śmiercią. Szczególnie, gdy jest to śmierć masowa, w wyniku katastrofy, gdy wiąże się z ogromnym zniszczeniem otoczenia oraz zmasakrowaniem ludzkich zwłok. Tymczasem, sceneria, która każdemu kazałaby się wyciszyć i zadumać na chwilę, stała się dla dwóch polskich urzędników okazją do snucia swoich marketingowych planów.
Kto ma jak podejść? Kto komu podać pierwszy rękę? Kto kogo uścisnąć? W jakim miejscu stać? Jak się ubrać? - to te pytania kołatały prawdopodobnie Grasiowi i Arabskiemu w głowie, gdy patrzyli na zwłoki prezydenta Kaczyńskiego leżące w błocie. A wszystko po to, by ze śmierci 96 polskich obywateli korzyści wyciągnął premier Donald Tusk, który nad ciepłymi jeszcze ciałami swoich rodaków wymieniał uściski z premierem Rosji i polepszał stosunki między naszymi krajami.
[ ... ]
W ich głowach widok trupów i zmasakrowanego wraku rządowego Tupolewa rozpoczyna proces budowania medialnych strategii, opracowywania PR-owskich sztuczek i kalkulacji, co i komu się bardziej opłaca. Opis Jakuba Opary pokazuje, że Polską rządzą dziś zwierzęta. I tym razem nie jest to obraza dla ministrów rządu Donalda Tuska. To obraza dla zwierząt.
Wojny można podzielić na dwie kategorie: wojny energetyczne i wojny informacyjne.
Jeśli Kali palnąć kogoś maczugą, zgruchotać mu czaszkę i zabrać jego krowy, to jest to wojna energetyczna, ale jeśli Kali przekonać kogoś, żeby sam mu przyprowadził swoje krowy, to jest to wojna informacyjna.
W wojnach energetycznych pokonuje się wroga fizycznie w otwartej walce, maczugą, mieczem lub pociskiem samosterującym. Różnica polega tylko na stopniu stechnicyzowania użytego oręża. Skutkiem ubocznym wojny energetycznej są straty w ludziach i zniszczenia substancji materialnej.
W wojnie energetycznej walczące strony niszczą przeciwnika na jasno określonym froncie. Uderzenia są szybkie, potężne, widoczne i odczuwalne. Ideałem jest Blitzkrieg.
W wojnach informacyjnych obezwładnia się przeciwnika informacją – otumania się działaniami wywiadu, podszeptem agentury wpływu, propagandą i manipulacją, a potem bierze się go w poddaństwo.
W wojnie informacyjnej zniewala się społeczeństwo stopniowo. Trwa to latami. Polem walki jest ludzka świadomość.
W pierwszej fazie, wyznaczona do podboju społeczność jest demoralizowana, żeby złamać jej moralny kręgosłup. W kolejnych fazach, burzy się obowiązujący w niej od wieków porządek wartości, potem pozbawia się ją poczucia własnej godności, zakłamuje osiągnięcia przodków, wpaja poczucie ogólnej niemożności, by wreszcie zniechęcić do stawiania oporu, przekonując, że wszelki sprzeciw jest bezsensowny, bo trzeba płynąć z prądem, a nie żyć zaściankową przeszłością.
„Prawda nas wyzwoli”
Tak. To nie jest jeden z setek nadużywanych cytatów biblijnych, a mądra i prosta recepta na odwrócenie tego, co nam dziś grozi.
Ale aby poznać prawdę trzeba mieć wiedzę. Zatem naszym obowiązkiem jest tę wiedzę posiąść. I nie tylko posiąść, ale i dzielić się nią z innymi. Tej wiedzy coraz mniej znajdziemy na uniwersytetach i w szkołach, opanowanych przez libertynów. A więc samokształcenie. Samemu i w grupach. Pamiętajmy, jak nas uczy historia, że właśnie to samokształcenie pozwoliło nam odzyskać Polskę po długich latach niewoli. Niestety, zabrakło wiedzy, ale i czasu, aby tę wolność utrzymać. Teraz musimy zacząć znów ten wielki proces samokształcenia Narodu. Czy damy radę?
Szcześć Boże!
+ śp Zbigniew Łabędzki Kanada 28.IX.04
Jak Pana Posła zdaniem powinny wyglądać normalne stosunki z Mniejszością Niemiecką w naszym województwie?
Najpierw trzeba uporządkować stan prawny w tym zakresie na szczeblu centralnym. Jestem zasadniczym przeciwnikiem obowiązywania obecnej ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. Zachęca ona do tworzenia sztucznych mniejszości narodowych i powiększania ich liczebności, dając zupełnie nienależne przywileje, w tym finansowe, tym którzy tylko zadeklarują, że do takiej mniejszości należą. To uprzywilejowanie, o czym ostrzegałem już na etapie uchwalania tego szkodliwego prawa, prowadzi wręcz do absurdów, jak deklarowanie Ślązaków jako narodu, a gwary śląskiej jako języka mniejszości. Wtedy (5 lat temu) lekceważono moje ostrzeżenia, teraz stają się one faktem, a niektórzy zaczynają lamentować i lać krokodyle łzy.
Wracając na opolskie podwórko – zasadnicza większość z tych, którzy deklarują się jako członkowie Mniejszości Niemieckiej, to tzw. mniejszość ekonomiczna. Wstąpili do MN po to, aby otrzymać niemiecki paszport i mieć możliwość legalnej pracy w Niemczech. Na ogół nie posługują się niemieckim jako „językiem serca”, a często w ogóle go nie znają. Tak to na terenie województwa z jednej strony politykę germanizacyjną prowadzi RFN wydając niemieckie paszporty, z drugiej państwo polskie, którego tchórzliwe władze kładą na ołtarzu poprawności politycznej polski interes narodowy. Nie tylko nie sprzeciwiają się działalności niemieckiego MSZ, ale wręcz poprzez ustawę zachęcają do tworzenia mniejszości nawet tam, gdzie jej nie ma. Dodać trzeba, że zasadnicza większość suwerennych państw prowadzi wobec swoich obywateli deklarujących inną narodowość politykę asymilacyjną, mniej lub bardziej zakamuflowaną. RFN np. w ogóle nie uznaje istnienia Mniejszości Polskiej, nie mówiąc już o jakichś przywilejach dla Polaków tam zamieszkujących.
Trudno się też dziwić, że na Opolszczyźnie wykształciła się kasta tzw. działaczy Mniejszości Niemieckiej, a faktycznie funkcjonariuszy, opłacanych z polskiego budżetu (a wcześniej z kasy RFN przewożonej nielegalnie w reklamówkach), których zajęciem i sposobem na życie stało się propagowanie niemczyzny w różnych postaciach na koszt polskiego podatnika. Do nich doczepia się grupa sprzedajnych Polaków – polityków, dziennikarzy, naukowców, działaczy społecznych, którzy wyczuwając łatwe pieniądze, są w stanie „udowodnić naukowo”, nagłośnić, poprzeć każdą bzdurę za kasę z niemieckich grantów i fundacji.
Niestety taki stan nie zmieni się, póki z niemieckości będzie się nieźle żyło, zaś do polskości dopłacało, a często za polskość traciło pracę czy w inny sposób odczuwało szykany.
Historie ludzi, którzy z bronią w ręku służyli Kościołowi i Ojczyźnie, spory polsko-żydowskie, wojny i wojownicy z różnych epok - o tym wszystkim piszę na tej stronie.