ZASADY KOMUNIKACJI INTERPERSONALNEJ Z PACJENTEM CHORYM NA CH, KOMUNIKACJA INTERPERSONALNA

Poza tym na świecie jest niewiele istot groźniejszych od kobiety.

ZASADY KOMUNIKACJI INTERPERSONALNEJ Z PACJENTEM CHORYM NA CHOROBE TERMINALNA

 

 

 

„ Agonia polega prawdopodobnie na rozpaczliwym wysiłku oddalenia się od śmierci, maksymalnej mobilizacji ustroju do walki o zycie, w której chwile poddania się łączą się z utrata przytomności, z ucieczka w majaki senne, w błyskawiczne obrazy przeszłości ”

 

Antoni Kępiński” Autoportret człowieka”

 

Choroba terminalna dla studenta medycyny to jednostka chorobowa, historia choroby, diagnostyka, zasady postępowania terapeutycznego, element zajęć z propedeutyki onkologii, interny, czy hematologii. Przy natłoku zajęć, ilości wiedzy jaka musimy opanować, wachlarzowi zajęć dodatkowych bardzo trudno jest podejść do tego zagadnienia inaczej. Jednak obok tego, ze studiujemy medycynę jesteśmy również młodymi, wrażliwymi ludźmi, którzy na 8.00 rano stawiają się niewyspani na zajęcia z patologii, słuchają prelekcji, potem spędzają półtorej godziny na ćwiczeniach, a potem wsiadają w autobus i jada na kolejne zajęcia. I wszystko to nie tłumaczyłoby naszego przedmiotowego podejścia, gdyby nie fakt, ze prelekcja dotyczyła chorob rozrostowych układu krwiotwórczego, a zajęcia praktyczne polegały na asystowaniu przy sekcji zwłok pacjentki, która 3 dni wcześniej zmarła z powodu schyłkowej niewydolosci nerek w przebiegu szpiczaka mnogiego. Stwarza to sytuacje zupełnie oderwana od rzeczywistości. Trudno jest mi wyrazić co czuje stojąc w autobusie pełnym śpieszących się do pracy ludzi, podczas gdy 20 minut wcześniej słuchałam odgłosów przecinanych chrząstek żebrowych, obserwowałam usuwanie płynu z otrzewnej chochla, która pamiętam z szkolnej stołówki. Drastyczność obrazow jest trudna do zaprzeczenia, trudna jest nie mieć ich przed oczami. Ciężar całej sytuacji zwiększa fakt, ze próba podzielenia się wrażeniami z osobami bliskimi, szczególnie jeżeli niezwiązane sa ze światem medycznym kończy się fiaskiem i wyrazem zgorszenia na ich twarzach. Stwarza to poczucie, ze jesteśmy całkiem sami ze swoimi myślami, ze ludzie w okol nas nie do końca nas rozumieją. Zmusza nas to do przejścia nad cala sytuacja do porządku dziennego, zajęcia się sprawami innymi, żeby odsunąć od siebie mroczne myśli dotyczące obciążających nas psychicznie zajęć, nie jest to może najlepsze wyjście, ale jedyne które wydaje się rozsądne, a na pewno łatwiejsze niż rozczulanie się nad soba.

W tej chwili przypominają mi się zajęcia w drugiej polowie pierwszego roku z socjologii medycznej. Były one dla mnie zupełnie przełomowe. W mojej rodzinie nie ma osob zwianych z służba zdrowia, wiec o zajęciach z anatomii wszyscy słuchali z zapartym tchem, bądź z wyrazem niesmaku na twarzy. Nie widziałam w tym jednak nic dziwnego, w ogóle o tym nie myślałam. Nie starałam się porównać moich studiów, ze studiami moich kolegów i koleżanek z kierunkow ekonomicznych, bądź technicznych. Czasem czułam się nieswojo w towarzystwie ciał, bądź ich fragmentow w prosektorium. Nie przywiązywałam do tego jednak większej wagi. Az do tamtych zajęć z socjologii, kiedy pani profesor uświadomiła nam, co się stało z nasza psychika w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Pokazala, ze inni studenci na co dzień nie maja styczności ze zwłokami ludzkimi, ze śmiercią, z zapachem rozkładającego się ciała. Dala jasno do zrozumienia, ze w ciągu ostatnich miesięcy nieświadomie nauczyliśmy się kontrolować swoje emocje na tyle, aby być w stanie przejść nad cala sytuacja od porządku dziennego. Uświadomiłam sobie wtedy, ze zaszła we mnie olbrzymia zmiana, o której nie miałam bladego pojęcia. Ta lekcja pozwoliła mi lepiej zrozumieć siebie i swoje reakcje, uświadomiła mi ze rożnie się teraz od moich rówieśników. Jednocześnie jasno pokazała mi, ze nie o wszystkim co się tyczy moich studiów mogę otwarcie porozmawiać. Zrozumiałam dlaczego to studenci medycyny najrzadziej żartują z wszystkiego co się tyczy ich studiów, chyba ze we własnym gronie. Nauczyłam się, ze jest pewna ilość sytuacji, które musze zaakceptować, nad którymi musze przejść do porządku dziennego, które musze zachować dla siebie, ze nie zawsze mogę liczyć na wsparcie najbliższych, ze lepiej będę się czuła sama ze swoimi myślami, ze oszczędzę sobie w ten sposób frustracji z powodu bycia niezrozumiana.

I tymi wszystkimi przemyśleniami i wiedza ląduje znowu w autobusie jadącym z patologii na dyżur na Oddziale onkologii i przychodzi mi się zmierzyć z pacjentem, którego być może za kilka tygodni zobaczę na stole sekcyjnym. Trudno wtedy oddzielić te wszytkie myśli, jakoś je uporządkować, być dla pacjenta źródłem wiedzy, partnerem do rozmowy, osoba zaufana, źródłem wsparcia i otuchy. Bo ciągle jesteśmy tymi samymi młodymi, wrażliwymi, niewyspanymi studentami, którzy jeszcze ciągle ucza się, jak być wzorem do naśladowania dla przyszłych pacjentów, i fantastycznymi specjalistami. Jedyne na co jestem się wtedy w stanie zdobyć to pogoda duch, uśmiech, czasem żart, a przede wszystkim pokazanie pacjentowi, ze spędzanie z nim czasu to dla mnie przyjemność, bez względu na to na jakim etapie radzenia sobie ze swoja choroba jest, ze jest dla mnie osoba wartościową, ze wzbudza mój szacunek, ze tak naprawdę to ja jestem mu wdzięczna, ze poświęca mi swój cenny czas.

...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kachorra.htw.pl