yang
„Człowiek jest słaby, a przeciwie
ń
stwa losu silne.”
Mikołaj Gogol — Aforyzmy Gogol (Z listów)
[
.
.
.
.
.
.] po raz pierwszy od wielu miesi
ę
ęcy kto
ś
ś patrzy
ł
ł na
nią nie jak na przedmiot, nie jak na pi
ę
ękną kobiet
ę
ę,
lecz w spos
ó
ób nieuchwytny, jakby przenika
ł
ł na
wskro
ś
ś jej dusz
ę
ę, jej strach, jej krucho
ś
ś
ć
ć, jej
niezdolno
ś
ś
ć
ć do walki ze
ś
światem, nad kt
ó
órym
pozornie dominowa
ł
ła, cho
ć
ć tak naprawd
ę
ę niczego o
nim nie wiedzia
ł
ła
.
.
— Paulo Coelho
Czy zastanawiałeś się kiedyś, czym jest miłość? Jak możesz ją rozpoznać? Czy uda
Ci się poznać ją w porę, a może przejdziesz obok niej obojętnie, a później okaże
się, że… jest już za późno?
Wyobraź sobie, że ja też się nad tym nie zastanawiałam. Nigdy nie chciałam
myśleć o miłości w kategoriach ― ten jedyny‖, a teraz wiem, że to był mój błąd.
Największy błąd, jaki popełniłam w życiu.
Należałam do osób bawiących się teraźniejszością, liczyło się to, co działo się w
danej chwili. Nie chciałam myśleć o przyszłości, ani o przeszłości. Nie było nic, co
mogłoby mnie do tego skłonić.
Niestety nadszedł dzień, który otworzył moje oczy. Pierwszy raz po mojej
kamiennej twarzy spłynęły łzy. Zrozumiałam, czym jest miłość i to, że nigdy w
życiu nie będę miała na nią szans. Był, zniknął i nigdy już nie usłyszę jego
uśmiechu. Nie dotknę jego ust i nie odpłyniemy we wspólnym tańcu. Od tej pory
jedyne, co można dostrzec było na mojej twarzy, to cierpienie. Byłam zagubioną
duszą. Moja druga połówka odeszła i nie było szans na powrót.
Dopóki go nie poznałam byłam szczęśliwa. Gdy już pojawił się w moim życiu…
byliśmy jak Ying i Yang. Tylko, dlaczego nie mogłam spostrzec tego wcześniej?
Ludzie ze swej natury są egoistami. Patrząc tylko na to, co dotyczy bezpośrednio
ich samych, nie dostrzegają tego, co dzieje się w sercach innych. A wystarczyło
jedynie na chwile otworzyć własne, bym usłyszała wołanie przeznaczonej mi
duszy. Teraz muszę czekać… być może wieczność.
Czy ujrzę jeszcze kiedyś swoją drugą połówkę? Jeżeli Bóg zlituje się nad moją
zbłąkaną duszą, to całkiem możliwe.
Wspomnienia
. "Jeste
ś
my swoj
ą
pami
ę
ci
ą
, chimerycznym muzeum zmiennych
kszta
ł
tów, stosem pot
ł
uczonych luster."
Jorge Luis Borges
Patrząc w lustro wciąż nie mogłam uwierzyć, że zaszłam tak daleko. Isabella Marie
Swan, wielokrotna finalistka prestiżowych konkursów tanecznych. Oczywiście nie
doszłam do tego sama. Moim nieodłącznym partnerem, od wielu lat z resztą, był
Jacob Black.
Było jednak coś, co nie pozwalało nam zwyciężyć. Zawsze dostawaliśmy się do
finału i lądowaliśmy na podium, ale nigdy nie było to pierwsze miejsce. Było tak
być może, dlatego, że nie potrafiłam wykrzesać z siebie namiętności, gdy byłam w
ramionach Jacoba. W naszym tańcu nie było tego ognia, pasji, która przysłaniałaby
wszystko.
― Czego Ci jeszcze w życiu brakuje Bello?‖ - Pytanie mojego trenera Emmetta
Cullena tkwiło mi w głowie i nie chciało jej opuścić.
Wiele razy zastanawiałam się nad tym grając na pianinie w zacisznym kątku
swojego mieszkania. Czego mi brakowało wówczas w życiu? Być może osoby,
która potrafiłaby zniwelować moje wady i uwydatnić zalety. Nie urodziłam się
jednak po to, by wymyślać niestworzone warunki prawdopodobieństwa.
Wychodziłam z założenia, że człowiek nie powinien ― gdybać‖.
Emmett często miał mi za złe, to, że nie robię dalekosiężnych przyszłościowych
planów. Byłam sobą i liczyło się to, co jest dziś, reszta sama miała jakoś się ułożyć.
Kolejny raz powoli, z gracją podążałam uliczkami Los Angeles, by w końcu dojść
do szkoły tańca i tam przywitać się z moimi ukochanymi przyjaciółmi. Oni, jako
jedyni nie nadawali mi, przydomka ―królowej śniegu‖, nawet mój partner zwykł
tak mnie nazywać.
Przyznaję, że czasem byłam nieco zbyt oschła, zbyt wyniosła. Grupa młodzików,
którą prowadziłam, nie przepadała za mną. Nigdy nie miałam podejścia do dzieci,
te małe stwory przerażały mnie swoją żywotnością i niecnymi planami. Niejeden
raz padałam ofiarą dowcipnisiów, którzy potrafili posmarować podeszwy moich
butów do treningu śliską substancją, bądź wnętrze klejem.
Zachowanie tych zwariowanych dzieciaków zmusiło mnie do zabierania swoich
ubrań treningowych i różnych tego typu rzeczy do domu. Nigdy nie zostawiałam w
szkółce żadnych kosmetyków.
Kiedyś, gdy zostawiłam w specjalnej szafce dla ―nauczycieli‖ żel pod prysznic,
któryś z małych łobuzów, nie wiem jak, dostał się do szafki i wsypał do środka
swędzący proszek. Drapałam się później przez dobre dwie godziny, dopóki Alice
nie dała mi ―cudownego lekarstwa‖.
Tego dnia szatnia świeciła pustkami, jedynie Rosalie mocowała się z nowymi
butami, próbując nie rzucić ich w kąt i nie założyć starych. Dziewczyna wyglądała
komicznie siłując się ze złośliwością rzeczy martwych. Zaczęłam się nawet
zastanawiać, czy któryś z moich dowcipnisiów nie przerzucił swojej złośliwości na
moją przyjaciółkę.
- Cześć Rosi - powitałam się z partnerką mojego trenera i jego dziewczyną za
razem - widziałaś może gdzieś Jaspera i Alice? - Zapytałam spokojnie zakładając
moje ukochane buciki do tańca.
- Niestety nie - zaśmiała się Rosalie - pewnie obściskują się gdzieś po kontach.
- Ech - westchnęłam głośno - oni i te ich zabawy przed tańcem - zaśmiałam się.
Alice i Jasper często zaszywali się w specjalnym schowku, by tam jakiś czas
pofiglować przed rozpoczęciem tańca. To pomagało im wyzbyć się napięcia
seksualnego, które tworzyło się między nimi podczas tego jakże egotycznego
tańca. Mnie zawsze ich zachowanie rozśmieszało, bo napięcie między mną i
Jacobem było udawane, niestety z dość marnym skutkiem. Byłam kiepską aktorką.
- Bells - moja przyjaciółka zabrzmiała na lekko zaniepokojoną - wiesz, że jako
jedyna nie pozwalasz swojemu partnerowi tanecznemu na nic więcej? - Zapytała
pokazując mi język.
- Ja i Jacob… - jąknęłam - jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nic więcej nas nie połączy
- powiedziałam spokojnie.
Rosalie jedynie uśmiechnęła się i pobiegła tanecznym krokiem w stronę sali
treningowej. Słowa przyjaciółki w ogóle mnie nie dotknęły, wiedziałam, że
martwiła się o mnie. W końcu byłyśmy jak siostry.
Sama nie wiem, dlaczego, ale Jacob zupełnie mnie nie interesował. Był tak jakby
―facetem z innej bajki‖, mimo, iż graliśmy w tej samej drużynie. Nie było między
nami, ani kropli chemii, jedynie przyjaźń, która nigdy nie była w stanie przerodzić
się w coś głębszego.